Mogę śmiało powiedzieć, że przez 12 lat siadywania , uczyłem się czym siedzenie nie jest. Ale to był potrzebny czas. Woda na młyn. Absolutnie nie na marne. Ciekawostka, że potwierdziło się, mniej więcej, w moim życiu porzekadło zen, o tym że trzeba 10 lat żeby się usiedzieć . Ale podejrzewam, że gdybym miał "jasny algorytm", ten czas odrobinę mógłby się skrócić. Zostało tak pokierowane, że trafiłem na nauczyciela, mistrza z tradycji, w której bardzo pielęgnowany jest żargon zen, a w moim odczuciu, mocno niejasny. W między czasie wpadało sporo literatury, kontakt z innymi tradycjami, młodzieńcza-depresyjna niecierpliwość.. I tak minęło 12 lat. W moim przypadku dotarcie do Szpiku, czyli Uznanie Sprawczości Życia, było "wielowyznaniowe". Śmieję się czasem, że jestem baulem, pod względem niewpasowania: wyznawca wszystkich religii, nie akceptowany przez żadną z nich. Ostatecznie natchniony byłem pewnym obszarem podejścia "non-dualistów", z mocnym akcentem na...
... "bo po śmierci.."... No właśnie. .. osobiście nie wyobrażam sobie, jak mógłbym mówić o "sprawach pożytnych".. Definiować, co tam jest lub co zostaje, ze mnie człowieka, a co przechodzi w "Drugi Świat". Jednak religie twierdzą, że wiedzą.. Z mojego punktu widzenia, to jest kiełbasa wyborcza i oczywiście przestroga kary, wizja nagrody. I w tym samym garnku, w tych kwestiach, gotują się buddyzm, chrześcijaństwo etc. Wyobrażam sobie, że może po kolejnych 10 latach siedzenia , będę może miał wgląd w takie tematy, ale raz: to będzie czysto subiektywne - moje doznanie-wgląd, a dwa; nigdy nie będę miał pewności czy "moje" jest też dla Ciebie.. "Twoje". Ale. Kiedy pójdę do murarza z problemem murarskim, a on powie "nie mam bladego pojęcia, panie..", no to jestem już u kolejnego. Drugą rzeczą w płaszczyznach dookoła dogmatowychjałowych, którą ruszę tutaj, jest "wielka wielkość" "Mistrza".. i "świętość święt...